muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

E=motion (Jacek Spruch)

Z Jackiem Spruhem, założycielem E=motion i wydawnictwa Underwater Music rozmawia Jarosław /Yaroo/ Klocek, redaktor mooza.pl. 


Yaroo: Pierwsze moje pytanie będzie bardzo ogólne - kiedy to się zaczęło Twoja pasja do El-muzyki i komponowania ?

Jacek Spruch: Zaczęło się raczej standardowo (w przypadku miłośników muzyki elektronicznej) - jeszcze w szkole podstawowej od albumów J.M. Jarre'a. Po fascynacji płytą „Oxygene" trafiłem na audycję Jerzego Jopa w radiowej dwójce. Co tydzień prezentował on takich wykonawców jak Vangelis, Philip Glass, Klaus Schulze, Tangerine Dream. Przyznam szczerze, że nie była to dla mnie muzyka łatwa w odbiorze, w przeciwieństwie do Jarre'a. Jednak stopniowo przyswajałem sobie dokonania Tangerine Dream a później Schulze'a. Zaprenumerowałem sobie Moogazyn, kiedy wychodził on jeszcze jako osobne pisemko. Stamtąd dowiedziałem się wiele o muzyce, która mnie coraz bardziej wciągała.
W międzyczasie rozpocząłem naukę w szkole muzycznej. Fortepian był moim drugim instrumentem, po klarnecie. Nie przepadałem za nużącymi ćwiczeniami jednak nauka pomogła mi później w pierwszych próbach komponowania własnych utworów. Na początku były to proste pomysły, sekwencje wygrywane na starym pianinie i zapisywane na papierze nutowym. Później dorwałem się do Yamahy PSR w szkole muzycznej. Ten „samograj" pozwalał na wgrywanie własnej aranżacji stylu i w ten sposób powstawały moje pierwsze utwory. Było to już w liceum, gdzie zaangażowałem się w działalność warsztatów parateatralnych. Nasze pierwsze happeningi na ulicach rodzinnego miasta Krotoszyna ozdabiała muzyka Tangerine Dream, Chrisa Franke, Rona Bootsa a kolejne już moja. Wtedy pojawił się Marek Olejnik, który pracował w szkole muzycznej, i udostępnił mi syntezator Roland D-20 do tworzenia muzyki do spektakli. Na tym sprzęcie nagrałem pierwszą kasetę („Canyon of Appeasement").
Później, poprzez berliński fan klub Tangerine Dream (TDIFC) poznałem Marka Ashby. Zdecydowaliśmy się nawiązać współpracę i wysłałem mu zapis nutowy jednego z moich utworów. On na swoim instrumentarium zrealizował ten utwór i umieścił na kasecie „Independent Thoughts". Gdy miałem okazję wyjechać na miesiąc do Stanów, spotkaliśmy się z Markiem i zaczęliśmy pracę na płytą ESP - The Gate. Końcowa forma płyty była wynikiem współpracy poprzez tradycyjną pocztę - Mark przysyłał mi kolejne wersje utworów na kasetach i ja mu odsyłałem nuty z nowymi pomysłami.
Po liceum jeszcze na rok wyjechałem do Stanów, gdzie szlifowałem swój angielski i pracowałem w szkole. Po powrocie kupiłem Atari Mega ST 4 i Rolanda D-10. I od tego momentu mogłem swobodnie komponować muzykę na własnym sprzęcie.

Yaroo: A jakich wykonawców słuchasz na co dzień i jakich cenisz najbardziej?

J. S.: Jeszcze na początku studiów słuchałem wyłącznie elektroniki, czyli przede wszystkim Tangerine Dream i Klausa Schulze. Moje zainteresowanie tą muzyką spadło znacznie po wydaniu „Goblin's Club" przez Tangerine Dream. Obecnie nie śledzę nowości wydawniczych w tym gatunku. Na co dzień słucham nowych odmian elektroniki (np. Autechre, Plaid, Massive Attack), post-rocka oraz trochę rocka. Lubię The Cure, Depeche Mode, U2, Placebo, Tarwater, Trans Am, Tortoise, Sonic Youth, Stereolab.
Daje to dystans to tego co sam tworzę. Czasami jednak wracam do starego dobrego Tangerine Dream i Schulze'a i nie ukrywam że ich nadal cenię najbardziej.
  
Yaroo: Wiem że wydałeś własnym sumptem trzy solowe albumy, przy którym albumie miałeś najwięcej trudności?

J. S.: Jeśli chodzi o kompozycję, to nie mogę powiedzieć by sprawiała mi ona jakieś trudności. Problemy pojawiają się w momencie pracy ze sprzętem. Chodzi mi o banalną sprawę wydajności peceta. Mój pierwszy album, „Infinite Motion"  powstawał na Celeronie 400 MHz. Płyta jest miksem 8 utworów. Właśnie zmiksowanie tych ośmiu kawałków w jedną spójną całość sprawiło mi najwięcej problemów. Poradziłem sobie jakoś z połączeniem ich odpowiednimi przejściami, jednak mastering takiego 54-minutowego kawałka kosztował mnie wiele wysiłku i przede wszystkim czasu...

Yaroo: Skąd czerpiesz Jacku inspiracje podczas komponowania?

J. S.: Gram wtedy kiedy mam ochotę, czyli prawie zawsze jak mam trochę wolnego czasu. To przychodzi samo z siebie, trochę z głowy, trochę z emocji, trochę z przypadku. Gdy stworzę pierwsze sekwencje praca nabiera bardziej zorganizowanego charakteru. Kolejne ścieżki i konstrukcja utworu wymaga już pracy umysłowej a solówki wyćwiczenia techniki gry.

Yaroo: Nie byłbym sobą jeśli nie zapytałbym się o instrumentarium na jakim tworzysz El-muzykę zdradzisz nam na jakim sprzęcie powstają Twoje kompozycje?

J. S.: Na szczęście już szybszy komputer z procesorem AMD 2600+ i na porządnej płycie. Karta muzyczna M-Audio Audiophile 24/96, Roland D-10 jako klawiatura sterująca, moduł E-mu Morpheus. Sekwenser Cubase VST 5.1, sampler programowy Halion, instrumenty wirtualne: V-Station, Absynth, FM7, Synth 1, PolyIblit i inne. Mastering: Sound Forge + wtyczki Waves i inne, słuchawki Sennheiser HD500.

Yaroo: Jaki widzisz rozwój El-muzyki, w jakim kierunku muzyka elektroniczna idzie?

J. S.: Moje rozeznanie jest raczej wyrywkowe, jednak wydaje mi się oczywiste, że muzyka elektroniczna rozwija się w różnych kierunkach. Mamy nową szkołę berlińską, która chociaż przeze mnie lubiana wydaje się ogrywać stare schematy, pojawiają się też twórcy, którzy wybijają się talentem i oryginalnością. Nie można oczekiwać jakiegoś znaczącego rozwoju, jednocześnie brak rozwoju niekoniecznie musi być czymś negatywnym. Moim zdaniem należy dostrzec różnorodność muzyki elektronicznej i podchodzić do każdego artysty indywidualnie.

Yaroo: Wiem,  że założyłeś własna wytwórnię promująca muzykę.

J. S.: Tak. Oficyna  Underwater Music została założona w 2001. Jej głównym celem jest promowanie muzyki artystów, którzy nie chcą nagrywać dla dużych wytwórni fonograficznych. Podstawowym kryterium jest wysoki poziom artystyczny i odmienność od komercyjnej muzyki promowanej w mediach. Wytwórnia promuje różne rodzaje muzyki: muzykę elektroniczną, techno, ambient, rock, post-rock itp.

Yaroo: Ostatnie pytanie. Troszke przewrotnie zapytam... kilka słów dla osób odwiedzających stronę mooza?

J.S.: Po pierwsze zachęcam do odwiedzania tej strony i jej podobnych. Muzyka elektroniczna jest niedoceniana i często tylko dzięki wsparciu fanów, do których ona przemawia muzykom chce się wydawać kolejne albumy. Dajcie o sobie znać i wspierajcie zwłaszcza rodzimych twórców. To, że muzyka elektroniczna nie istnieje w mass mediach nie oznacza, że nie jest warta zainteresowania. Ona się po prostu nie narzuca, natomiast czeka na ludzi wrażliwych szukających wspaniałych wrażeń.

Yaroo: Dziękuję Jacku za wywiad i za ciepłe przyjęcie.

 

 




październik 2004

« powrót